II Mistrzostwa Legionowa w Biegu z psem
Karnak Cup 2011
Tekst: Wioleta Imiołczyk
Zdjęcia: Zbigniew Świdersk i www.zbigniewswiderski.pl
Obecni na zawodach: Mirela Imiołczyk, Wioleta Imiołczyk, Nikolas Imiołczyk, Krzysztof Imiołczyk, Damian Reszka, Mariusz Kostrzewa
Piątek wieczór wyjechaliśmy z Piekar Śląskich. Podróż zajęła nam w sumie około czterech godzin, niewiele więcej poświęciliśmy na spanie… żeby w sobotę rano pojawić się w legionowskim lesie. Główną atrakcją podróży był stop w Mc’Donaldzie, bo stamtąd wzięło się motto wycieczki: FOUR FOR TWO Oznaczający podwójny zestaw „obiadowy” dla każdego. I tak… z piękną muzyczką w tle, rozmowami na pierwszym planie, przyjemnie upłynęły cztery godziny jazdy.
W środku nocy wylądowaliśmy w legionowskim MOSiRze, gdzie spotkaliśmy się z gościnnym stróżem. Spaliśmy w przytulnej szafie, a do śniadania dobraliśmy sobie gorącą czekoladę z automatu – coś pięknego.
Z naszej wyjazdowej ekipy mieli startować tylko Niko i Krzyś – Damian zrezygnował ze względu na kontuzję barku.
Od początku wiadomo było, że pogoda nie za bardzo sprzyja psiemu bieganiu. Pomimo wczesno porannej godziny, stawało się coraz cieplej, słońce pokazywało się w coraz większym zakresie.
Na miejscu zawodów zastaliśmy małą, ale mocno zaangażowaną grupkę ludzi, organizujących strefę startu. Jeszcze nie wywieszono listy startowej, toteż na spokojnie rozstawiliśmy stake, wyprowadziliśmy psy i zapoznaliśmy się z piękną okolicą J I śpiewającymi nam wesoło indykami z pobliskiej zagrody.
Chłopcy musieli się rozgrzać, więc przy okazji zrobili rekonesans na trasie. Zapowiedzieli trudną walkę z warunkami, bowiem oprócz wysokiej temperatury ścieżka pokryta była piaskiem. To pomogło podjąć nam decyzję dotyczącą zmoczenia psów przed startem. Na szczęście organizatorzy zadbali o to, podstawiając duże miski i mnóstwo pełnych baniaków z wodą.
Dwadzieścia pięć osobostartów, a każdy co trzydzieści sekund… to pozwoliło szybko rozegrać najważniejszą część zawodów. Niko startował jako ostatni, a Krzyś krótko przed nim. Szeroki korytarz startowy umożliwił zawodnikom przeczekanie w nim ostatnich minut. Martwiliśmy się trochę o Chesia, bo ewidentnie warunki pogodowe mu nie spasowały.
Atmosfera trochę się podgrzała, jazgot zniecierpliwionych psiaków zagłuszał sędziego, a wszystko to odbiło się na psich ambicjach – każdy chciał być najszybszy. Dzięki temu Chester wystartował bardzo energicznie, a Kisiel dzielnie dotrzymywał mu tempa. Podobno przez całą trasę ostro pracowali, co dało efekt w wyniku: na dystansie 3,7 km (wg GPS-a Nika) uzyskali czas 16:26! I czternaste miejsce na dwudziestu-pięciu zawodników J I dziesiąte miejsce wśród mężczyzn. To jest sukces!
Niko z kolei wydarł prędko na starcie, wprawiając obserwatorów w zdumienie. Jego specyficzny krok i ruchy rękami nie było nam dane zbyt długo oglądać, więc zastygliśmy w oczekiwaniu ich na mecie.
Zgodnie z przewidywaniami, Niko wrócił z trasy przed Krzysiem. Razem z Nascarem dzielnie walczyli do samego końca – nie odpuszczając nawet na metr przed linią mety. Nassi, jak zwykle, opluty tylko z jednej strony – ale zadowolony.
Chłopcy zeszli na stake-out, gdzie czekał na nich reporter z prośbą o udzielenie wywiadu (Nika rzecz jasna ).
Chwilę później bieg ukończył Kisiel, z (galopującym!) Chesiem, a ich żwawe tempo mnie ucieszyło. To był dobry znak.
Naszemu nowemu klubowiczowi, Mariuszowi Kostrzewie, również poszło bardzo dobrze. Uplasował się ostatecznie na dwunastym miejscu (w klasyfikacji generalnej), a siódme w klasie.
Niko zgarnął najwyższy stopień podium, obciążył dodatkowo busa o 20 kg karmy, i zadowoleniem na twarzy skonsumował sobie w pełni zasłużony posiłek regeneracyjny
Zawody wypadły nam nagle w kalendarzu wyjazdów, mieliśmy trochę problemów z wyjazdem, a ostatecznie okazały się najsprawniej zaliczonymi zawodami w sezonie. Po 10 rano zawodnicy już byli po biegu, częstowali się serwowanymi pysznościami, no i w nagrodę otrzymali pamiątkową koszulkę oraz butelkę Powerade. A przed południem już byliśmy zapakowali w aucie, w drodze powrotnej.
Po raz kolejny – ze strony nie w pełni obiektywnego obserwatora (nie uczestnika) – mogę skrócić zawody w kilku zdaniach: sprawnie, organizacyjnie na porządnym poziomie, rzetelnie, z przestrzeganiem reguł i tych pisanych, i tych niepisanych. Po twarzach innych ludzi wnioskuję, że impreza podobała im się tak samo jak mnie i naszej ekipie KSiP ZORZy. Organizator spisał się na medal, dając uczestnikom okazję do przebiegnięcia się w przepięknym krajobrazie Legionowa. Na miejscu pojawiło się wielu widzów, kibicujących biegaczom, a także kilku VIPów, którzy pełnili rolę głównej atrakcji imprezy.
Wprawny fotograf zrobił nam fajną pamiątkę: zdjęcie klubowe z Piotrem Małachowskim.
Jadąc właśnie w aucie, próbując sklecić jakąś pseudo-relację na laptopie… z podskakującą klawiaturą ;) Stwierdzam, że zawody były UDANE, a super sprawność organizacji sprawiła, że spokojnie wracamy do domu, w komforcie świadomości powrotu w jasnościach.